niedziela, 29 grudnia 2013

Capitulo 2

 
   Odkąd odeszła od nas mama noc w noc śniły mi się koszmary. 
Głównie takie, w których umierałam. 
Wmawiałam sobie, że to tylko puste sny, że to nie dzieję się na prawdę. Pomogło. Mniej więcej.
Dziś nie obudziłam się w nocy. 
To chyba jakiś cud ale miałam bardzo przyjemny sen. 
Śniły mi się oczy, które wyrażały więcej niż tysiąc słów. Mówiły kocham cię .
Jednak nie wiedziałam do kogo one należą. 
No cóż, to tylko sen stwierdziłam i wyrwałam się z objęć Diego tak, żeby go nie obudzić. 
Na palcach poszłam do łazienki, po drodze chwyciłam wcześniej uszykowane ubranie i zaczęłam wykonywać poranne czynności.
-Miłka, Diego chodźcie na śniadanie! - Zdziwił mnie krzyk taty. Z jednej strony dlatego, że zawsze o tej porze był już w pracy, z drugiej skąd on wiedział, że jest u mnie Diego? No nie ważne. 
Mój przyjaciel wstał z łóżka ledwo trzymając się na nogach. Spojrzałam w jego oczy, okazywały zmęczenie. 
Fakt nie należał do rannych ptaszków ale zawsze wstawał wcześniej ode mnie.
Może moje problemy go tak męczą? On ma mnie dość!
Nie zadręczaj się Ludmiła. Pomyślałam i spojrzałam w lustro.
Moje oczy były pełne bólu ale można było w nich zobaczyć iskierki, które nie długo miały się przerodzić w prawdziwy ogień.
Zeszłam na dół. 
Diego i tata siedzieli przy stole jedząc naleśniki i rozmawiając na jakiś poważny temat. 
Zauważając mnie uśmiechnęli się oboje. 
Zachowywali się tak jak byłabym ich oczkiem w głowie. 
Czy oni się o mnie martwią? 
Nie to nie możliwe, mój tata nigdy się mną zbytnio nie przejmował chociaż wiem, że mnie bardzo kocha. 
A Diego, on zawsze był taki opiekuńczy, zawsze dostrzegał tylko mnie a inne osoby go w ogóle nie obchodziły. 
Może dla tego, że tylko ja mu zostałam? 
Nie, po prostu mnie bardzo kocha. - Pomyślałam, a na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Będę tutaj mieszkał, oczywiście do czasu aż mój ojciec pójdzie na jakąś terapię. - Przerwał niezręczną ciszę. 
Nie musiałam nic mówić on wiedział, że bardzo się cieszę. Wystarczyło spojrzeć na wyraz mojej twarzy. 
    Spojrzałam na zegarek. Zaraz mieliśmy być w studio.
Szczerze ? Nie mam ochoty tam iść. 
Śpiewanie już nie jest dla mnie tym czym było rok temu, ewidentnie się zmieniłam. I to było widać na pierwszy rzut oka.
Usiadłam na miejscu pasażera w moim czarnym Lamborghini, dziś nie miałam ochoty prowadzić więc zastąpił mnie mój przyjaciel. 
W ogóle czy ją mam dzisiaj na coś? 
Dojechaliśmy. 
Boję się, tak cholernie się boję. 
Co zrobię jak go zobaczę? 
Nie mogę okazać słabości, nie tu. 
Co ludzie by o mnie pomyśleli? 
Pewnie, że taka zołza ma uczucia ale ja nie chcę by o tym wiedzieli. 
Wolę udawać oschłą sukę. 
Uśmiechnęłam się nie pewnie i weszłam do budynku trzymając się kurczowo mojego przyjaciela. 
Fran i Cami przywitały mnie gorąco. 
Od nie dawna mogę na nie liczyć, zakolegowałyśmy się.
Właściwie od tego dnia, w którym Violetta pokazała jaka na prawdę jest. Wszyscy przyznali mi rację i zyskałam wielkie grono przyjaciół znajomych. 
Weszliśmy do sali i usiedliśmy na stałych miejscach, tylko my takie mieliśmy. 
Czułam, że zaraz zdarzy się coś niemiłego. 
Do sali wszedł Federico. 
Moje serce zaczęło bić mocniej. Co ja mówię ono szalało.
Odwróciłam głowę w drugą stronę i chwyciłam Diego za rękę. 
Jest ok, jest ok tylko nie płacz. Powtarzałam sobie to w myślach chyba przez połowę lekcji. Tak,  nie obchodzą mnie lekcje Angie, ciągle gada tylko o wielkim ''talencie'' Violettki. 
Wspomniała znowu jej imię. A na moje usta cisnęły się słowa, których nie chciałam wy powiedzieć, bo skończyło by się to wywaleniem z klasy. 
   Lekcje minęły mi bardzo szybko, przez resztę dnia w ogóle nie patrzyłam na Federico. 
Chciał ze mną porozmawiać, wytłumaczyć wszystko ale Diego zagroził mu, że zaraz oberwie i dał sobie spokój.
-Jedziesz ze mną po rzeczy, czy odwieźć cię do domu? - Powiedział mój przyjaciel. 
-Wysadź mnie w centrum muszę coś załatwić.- Odrzekłam i ruszyłam w stronę samochodu.
Całą drogę nuciliśmy piosenki lecące w radiu i świetnie się przy tym bawiliśmy. 
Pierwszy raz od dawna się tak dobrze czułam. 
Cała aż promieniałam.
   Wysiadłam w centrum obok wielkiej szkoły. Właśnie tam musiałam coś zrobić. 
Przed nią kręciło się wiele uczniów. Jedni malowali przyrodę czy coś tam, drudzy pisali  w swoich notatnikach zapewne wiersze. Inni recytowali Szekspira. W końcu dostrzegłam tych do których zamierzałam dołączyć. Projektanci- rozmawiali o skórzanej kurtce, która pojawiła się na okładce Vouga. Nie chwaląc się też zwróciłam na nią uwagę przeglądając pisemko. 
Zmierzałam do sekretariatu po papiery, które mi były potrzebne do zapisania się na drugi semestr, który rozpoczynał się za parę dni. 
Dostałam gruby plik kartek i dowiedziałam się, że odpowiedź dostanę na drugi dzień od złożenia dokumentów. 
Od chodząc z tego miejsca wpadłam na niską czarnowłosą dziewczynę. O boskim uśmiechu.
Sama chciałabym taki mieć. 
-Oj przepraszam. - Rzuciłam szybko i miałam już odchodzić.
-Natalia, moje imię to Natalia. - Powiedziała z hiszpańskim akcentem, który tak uwielbiałam. 
-Ludmiła. - Odpowiedziałam. 
Później pogrążyłyśmy się w rozmowie a na koniec wymieniłyśmy się numerami. 
Nie powiem miła była, mogłabym się z nią nawet zaprzyjaźnić. 
Zdałam sobie sprawę, że w studio tylko marnowałam czas. 
Na myśl o tym miejscu, w którym ludzie wyrządzili mi wiele krzywd, nawet takich błahostek przeszły mi dreszcze. Nie chciałam tam wracać, choć wiedziałam, że to moje miejsce, wiedziałam to rok temu. 
Teraz już tak nie sądzę, ludzie się zmienili miejsce zresztą też a atmosfera, która panowała w powietrzu jeszcze bardziej zniechęcała do przychodzenia tam na lekcję.

                                                                      ***
Nie wiem co tak szybko, kurde musiałam to napisać.
Jak zawsze nie podoba mi się ale musicie się do tego przyzwyczaić ;D
Króciutki ...

Nikoletto moja kochana specjalnie dla ciebie większa czcionka <3
W ogóle dziękuje wszystkim komentatorom, jesteście kochani :*
I Olci mojej najlepszej <3
Tak troszku jeszcze dla mojej Martuśki :*
A, w ogóle Xenia mi skomentowała rozdział. O ja jaram się!

Naty

sobota, 28 grudnia 2013

Capitulo 1

                                 

                                  
                                    Kiedy marzenia się rozpadają a ci , których czcimy są najgorsi ze wszystkich .

  

Jestem Ludmiła Ferro i  oficjalnie przekonałam się czym jest  ból .Czułam go od stóp do głów . Przeszywał mnie na każą moją myśl na jego temat . W moich uszach słychać było tylko słowa , którymi mnie tak zranił . A oczy przedstawiały mi tylko jego wredny uśmieszek  . Nie dostrzegałam tego po co tu przyszłam . Nie mogłam oglądać wystawy , zajadać się ulubionymi ciastkami i rozmawiać o głupotach z Diego . Ale nie  mogłam też stąd wyjść  to miejsce mnie uspokajało, przypominało o mamie z którą od dawna nie mam już kontaktu. Ten sklep po prostu był czymś moim. 
  Zdecydowałam się szczerze porozmawiać z przyjacielem o swoich osobistych zmaganiach , ponieważ bałam się , że problemy z którymi się mierzyłam zrujnują bardziej moją psychikę jak o nich nikomu nie powiem . Z resztą o wszystkim się  dowie prędzej czy później. Czułam jak po moim policzku spływa kilka gorzkich łez . Diego zauważając to otarł je szybko ale o nic nie pytał, po prostu stał przy mnie trzymając moje ramiona w obawie , że zaraz zemdleję . Co było bardzo prawdo podobne . 
-  Czemu w życiu to ja zawsze obrywam najgorzej a ona ma je usłane różami?. - Ciężko było mi przełknąć te słowa ale na szczęście nie musiałam nic więcej mówić gdyż z Diegi'em rozumieliśmy się bez słów . Nie wiem jak on to robił , że patrzył w moje oczy i wiedział już wszystko . Czasami się zastanawiałam czy nie jest jakimś czarodziejem ale potem karciłam siebie w myślach za swoją głupotę.
- Życie może być czasem bardzo trudne, ale zawsze warto przebrnąć przez ból. Lepiej przecież odczuwać  wszystkie emocje, niż nie czuć niczego. - Kocham te jego poetyckie stwierdzenia. Od razu zrobiło mi się lżej.  Nic nie odpowiedziałam więc kontynuował swój monolog .
-To jest twoje życie-dysponujesz wszystkim, co potrzebne, by prowadzić takie życie, o którym zawsze marzyłaś. Spójrz na wszystko, czego się nauczyłaś oraz doświadczyłaś, i wykreuj swoją własną rzeczywistość. Piękne w życiu jest to, że jeżeli nie podoba ci się, gdzie jesteś i jacy ludzie cię otaczają, zawsze jest nowa chwila i nowy dzień by zacząć jeszcze raz.
   Było już późno więc dom był cichy. Nawet mój zapracowany tata już spał. Usiadłam na brzegu łóżka w splątanej kołdrze, chwyciłam telefon na wypadek gdyby Federico napisał, przeprosił, czy  coś.
Nic.
Wtedy zaczęłam się irytować. Czułam, jak mój oddech przyśpiesza, a dłonie układają się w pięści na kołdrze. 
Dlaczego musiał to zrobić?  Dlaczego wszystko musiało być takie trudne? Dlaczego ją pocałował? Dlaczego nie pobiegł za mną? A co najważniejsze czy on mnie w ogóle kochał? 
Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że płaczę dopóki nie zobaczyłam ciemniejszych plam na białej poduszce, którą trzymałam. Naprawdę nie chciałam płakać nie po tym co powiedział mi Diego. Nie było warto. 
Na wspomnienie o przyjacielu przypomniały mi się słowa, które do mnie wypowiedział a właściwie ich końcówka - ''zawsze jest nowa chwila i nowy dzień by zacząć jeszcze raz''. Porządnie przemyślałam te słowa i już wiedziałam co zrobię.Dzięki mojemu genialnemu pomysłowi zapomnę o wszystkich problemach , o ludziach których skrzywdziłam , o tych którzy skrzywdzili mnie i zapomnę o nim. 
   Siedziałam wtulona w poduszkę gdy ktoś zapukał w drzwi od balkonu . Jednak ja dobrze wiedziałam kim był ten ktoś , on zawsze przychodził do mnie gdy miał jakiś problem, zawsze o tej samej godzinie. 
Diego - pomyślałam i ruszyłam w stronę drzwi balkonowych przewracając wszystko co stało mi na drodze. 
Otworzyłam mu a on wparował do mnie zdyszany mało  co się nie przewracając.
-Co się stało ?Znowu ojciec  ? - Spytałam z troską w głosie.
-Oczywiście, że on . - Jego wyraz twarzy zrobił się bardziej ponury ale i tak posyłał mi lekki uśmiech. Jego serce biło tak mocno, że myślałam, że zaraz ogłuchnę. Jego lodowate dłonie dotknęły lekko mojego policzka a po moim ciele przeszedł lekki dreszcz. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który od dłuższego czasu próbowałam wymusić stojąc przed lustrem i udając, że się w ogóle nie przejmuję Federico . Wtuliłam się w jego umięśnione ramię .
-Idziemy ? - Zapytał i wskazał palcem na balkon.
-Jasne. -Odpowiedziałam krótko .
Rozłożyliśmy koc i ułożyliśmy się obok siebie. 
Wpatrywałam się w czarne niebo usłane migającymi gwiazdami.
Uwielbiam ten widok, mój przyjaciel zresztą też.
Leżeliśmy tam sporo czasu ale nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Gdy już prawie zasypiałam Diego złapał mnie za rękę, na początku czułam się niezręcznie jednak bijące od niej ciepło mnie przekonało i ścisnęłam ją mocniej.
Boże dziękuję za taki dar jakim jest mój przyjaciel Diego.
    
                                           Uciekam przed ciemnością ale nie mogę się tak po prostu ukryć .
                                                           Lękam się zachodu słońca, lękam się nocy
                                                    Potrzebuję cię tutaj ze mną, bo czuję się źle,  o tak.
                             

                                                                  ***


Dno.
Dno.
Dno.
Za dużo dialogu.
Krótki jakiś.
Ah, i brak pomysłu na tytuł...
Dziękuje kornelia80 i Alexsandra Comello za to, że zwróciły uwagę na moje błędy starałam się je poprawiać ale Blogger mnie nie słucha. 
A przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy skomentowali wstęp - aż 9 osób!

piątek, 27 grudnia 2013

Wstęp


Czasem udaje , że moim najwcześniejszym wspomnieniem z dzieciństwa jest co niedzielne odwiedzanie sklepu Tiffany & Co z moją mamą . Jestem mała więc mama ubiera mi płaskie buty , sadza na kanapie i podaje gorącą czekoladę z bitą śmietaną .Każe mi czekać aż ułoży swoje idealne długie blond włosy , włoży sznur pereł na szyje i spryska swoje ciało Chanel no.5 . Potem wsiadamy do żółtej taksówki i ruszamy na miejsce . Mama zostawia mnie pod opieką ekspedientki i rusza do pracy.  W naszym domu od dłuższego czasu jest inaczej. Rodzice albo się kłócą albo nie odzywają się do siebie  i mam wrażenie , że  się rozejdą   więc robię jak kazała mi mama i wędruje po sklepie .  Nie jestem w stanie dosięgnąć lady więc pani przynosi mi taborecik na którym mogę stanąć . Oglądam biżuterię całymi godzinami , aż od nieustannego stania boli  mnie kręgosłup . To lepsze,  niż siedzieć w domu i słuchać nieustającej kłótni rodziców , a po za tym mama mi kazała .  
   W moim wspomnieniu oglądam biżuterię cały dzień . Nie robię sobie przerw nawet na jedzenie , picie albo pójście do toalety . Po prostu patrzę i odpływam myślami , udając , że nigdy już nie będę musiała wrócić do domu , że nigdy nie będę musiała  oglądać ich kłótni , rzucania przedmiotami i szarpaniny . 
 Można się zatracić w powtarzaniu - wyciszyć myśli . Przekonałam się jakie to cenne w bardzo młodym wieku . Pamiętam bukiety kwiatów stojące na ladzie , płatki śniegu  za oknem opadające na zmarznięty chodnik , szczere uśmiechy sprzedawców . Po kilku latach mama się wyprowadziła , już nie zaprowadzała mnie w niedziele do sklepu . Chodziłam sama . Czasami tata  wpadał do mnie i całował w czoło , co było miłe .Pewnej niedzieli  pojawił się chłopak . Miał ciemne włosy i uśmiech , który zdawał się nigdy nie znikać .  - Mieszkam niedaleko ciebie - Powiedział -chodzimy do tej samej klasy  .  .
Nie zwracałam na niego uwagi i wpatrywałam się w diamenty włożone starannie w pierścionek . Miał na imię Diego i wydawał się bardzo miły ale nie chciałam się z nikim zaprzyjaźniać .
-Ignorujesz mnie ? - Zapytał . 
Próbowałam udawać , że go tam nie ma , bo w tamtym czasie udawałam, że nie ma całego świata . 
-Dziwna jesteś - Powiedział - Ale mi to nie przeszkadza .  
Stanął koło mnie i wpatrywał się  razem ze mną . Okazało się , że jego mama zmusza go , żeby tu przychodził .
  W moim wspomnieniu gadamy godzinami  i delektujemy się ciasteczkami zakupionymi przez mojego tatę dopóki nie zamkną sklepu .
 Chodzimy tam co niedziele przez kolejne lata . 

                                               ***
Za mało trochę o serialu .
Brak rzeczywistości .
Wspomnienie .
Rodząca się przyjaźń - Coś pięknego .
Nie umiem pisać -Ale to lubię .

Naty